Właśnie to pytanie zadałam sama sobie, gdy ubierałam mundur na ostatnią odprawę hufca i już po raz czwarty zmieniałam przy nim barwy. Zaczęło mnie wtedy zastanawiać: „Co ja tutaj jeszcze robię? Czy jest tu dla mnie miejsce? Czy mam co od siebie dać innym?”. I wtedy wróciły wspomnienia i wnioski, które wyciągałam po każdym harcerskim wydarzeniu.

Opowiem Wam historię.

Moje harcerskie życie mogę podzielić na kilka etapów, tych łatwych i przyjemnych, ale również i wymagających ode mnie wielu zmian oraz poszukiwań. Gdy upadła gromada zuchowa, do której należałam, nie zdawałam sobie sprawy, że to nie jest koniec mojej harcerskiej przygody. W „Dzielnych Ognikach” czerpałam wiele radości głównie z zabawy, nowych koleżanek i starszych druhów ze szczepu. Potem przyszedł czas, gdy pragnęłam pomagać zastępowej w drużynie. Przechodząc przez funkcje od podzastępowej do przybocznej, musiałam zmierzyć się z samą sobą, pokonać lęk do ognia, nauczyć się pracować w grupie, ale i przewodzić innym. Wszystko wiązało się z ludźmi…

A gdzie było miejsce na odnajdywanie samej siebie? Jak mogłam pokonać słabości, skoro nie potrafiłam ich rozróżniać od mocnych stron? Wtedy na ratunek przyszło mi wędrownictwo, którego odkrywanie zajęło mi… ponad dwa lata. Gdy otworzyłam próbę na naramiennik wędrowniczy, nie zdawałam sobie sprawy, że robię to tylko dlatego, iż robią to inni. Bycie wędrowniczką, jak wcześniej zwykłą harcerką okazało się dla mnie zbyt trudne, znowu się podłamałam, ale na ratunek przyszła próba przewodnikowska. Gdy Komisja Stopni Instruktorskich zatwierdziła moją próbę i udałam się do swojego namiotu, zapytałam sama siebie „Czy znowu robisz to dlatego, że robią to inni?”. Okazało się, że nie.

Pasja czy rutyna?

Jednym z moich zadań, którego bałam się najbardziej, był samodzielny wyjazd na Wędrowniczą Watrę jako obsługa zlotowa. Udałam się na drugi koniec Polski, nie znając nikogo z kim, miałam tam współpracować, pierwszy raz jadąc tak daleko pociągiem bez opiekuna. Już po godzinie pracy z innymi wiedziałam, że będzie dobrze. Za to gdy zaczął się zlot, dostrzegłam co, tworzyło moje poczucie nudy. Teraz z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że to dzięki próbie przewodnikowskiej odkrywałam swoje wędrownictwo, że rutyna w harcerstwie przychodzi wtedy, gdy zamykasz się na swoje środowisko, swoją jednostkę. Gdy zamiast rozwijać siebie i zarażać tym innych, przekazywać im swoje doświadczenia dążysz do ilości ludzi w drużynie, atrakcyjności zbiórek i zapominasz o swoich potrzebach. To ludzie w ZHP tworzą pasję, ich brak w naszym życiu rozpoczyna harcerską rutynę przy Centralnym Banku Pomysłów i tworzeniu konspektów co weekend na następną zbiórkę.

Rada na dziś?

Gdy zabraknie Ci pomysłów na zbiórkę, zanim przeszukasz CBP, napisz lub zadzwoń do Twoich harcerskich znajomych, potem poszukaj kursu lub wyjazdu, rajdu, biwaku i udaj się tam w patrolu z ludźmi z innego środowiska niż Twoje. Sam zacznij zaprzeczać rutynie.

 

Klaudia Rekowska – drużynowa Próbnej Grudziądzkiej Drużyny Harcerskiej „Invictus” działającej przy Szkole Podstawowej nr 18 w Grudziądzu, uczennica technikum logistycznego w Zespole Szkół Ekonomicznych.